Najgłupsza rada na bunt dwulatka
21:00
Chyba mamy go już za sobą. W sensie bunt dwulatka mamy za sobą. Chociaż, czy ja wiem. W sumie trudno to stwierdzić, bo my w sumie jakby ciągle na buncie jedziemy. Co ja Ci będę gadała. Buntowniczy charakter mi się trafił i tyle. Bunt dwulatka zaczęliśmy, gdy Zetka skończyła rok, a skończyła go .. a nie wróć ona go nie skończyła. Co za peszek. Choć jak ta teraz pomyślę, to może wcale nie być już bunt dwulatka. To może być kolejny bunt z całej listy dziecięcych buntów. Bo Jak mówią doświadczone mamy, bunty się nie kończą. Z buntu dwulatka, wchodzi się w bunt trzylatka, później ładujemy się w buntu cztero-, pięcio- i sześciolatka. Na koniec, gdy wydaje nam się, że po takiej dawce chimeryczność i fochów, już nic nas nie zaskoczy to macierzyństwo ładuje nas na minę zwaną wiekiem nastoletnim. Ale spokojnie, na szczęście do buntu nastoletniego mamy jeszcze trochę czasu, więc zostawmy go w spokoju i wróćmy do tego co tu i teraz.
Bunt dwulatka.
Na jego temat przeczytać można wiele. Specjaliści, psycholodzy i blogerzy (zwłaszcza parentingowcy) - każdy ma coś do powiedzenia. No i piszą książki, nagrywają podcasty, tworzą posty i tak dalej. Jednym słowem, każdy ma dla nas radę. Powiem Ci szczerze, że ja czytałam te rady. Ja się nawet starałam do nich stosować i wiesz co? Jajco! Gówno! Zasadniczo wiele z nich to psychologiczny bełkot, który o kant dupy można rozbić. Mało tego! Mam wrażenie, że sporą część tych często powtarzanych rad stworzyła osoba, która w życiu nie widziała dwulatka w akcji, a macierzyństwo poznała z serialu amerykańskiego, w którym dzieci srają fiołkami i bełtają tęczą. No, także ten … pełen realizm. To jednak nie jest najgorsze. Bo najgorsze jest to, że te niektóre z dupy rady powtarzane są przez kolejne osoby, przez kolejnych specjalistów, blogerów i tak dalej. Zastanawiałam się jaki może być tego powód. Jedyny jaki przyszedł mi do głowy i był w miarę rozsądny brzmi: bo tak wypada. Ewentualnie bo tak jest modnie.
Nie łapię tego.
Łapię za to turbo bełkoty, które mają skuteczność jedynie w teorii.
Chcecie poznać moją świętą trójcę “rad” na bunt dwulatka? Oto ona:
- Zachowaj spokój! - nie no świetnie, tylko czy można jakoś rozwinąć to stwierdzenie, chociażby o jeden sposób jak dokonać tego karkołomnego czynu, gdy po raz setny dziecko wpada w totalny dół rozpaczy, zalany morzem łez, ponieważ ma planach właśnie teraz, gdy Ty spieszysz się na ważne spotkanie i miałaś jakieś 15 minut temu odstawić je do dziadków, rozebrać się prawie do rosołu, ponieważ majtki były niebieskie, a nie żółte?
- Gdy dziecko wpada w histerię tłumacz, tłumacz, tłumacz - zasadniczo na własny grzbiecie przetestowałam, że próba wytłumaczenia czegoś dziecku, które jest w szczytowej formie jeżeli chodzi o głośne artykułowanie swojego niezadowolenia (czytaj wrzeszczy jakby je ze skóry obdzierali) jest tak samo skuteczne jak wytłumaczenie głodnemu lwowi, że wpierdzielenie Ci dupy, zaczynając od szyi jest naprawdę złym pomysłem.
- Ostatnia rada? O to będzie ta: Uzbrój się w cierpliwość. A przepraszam bardzo którędy do sklepu z cierpliwością? To ja poprosiłabym dwa wiadra, jedno na miejscu, drugie na wynos. Jeżu toż to najbardziej enigmatyczne i nic nie znaczące stwierdzenie ever!
Oj rady, radunie, dlaczegóż Wy takie nierealne jesteście. Chociaż nawet ja, wybitnie niedoświadczona w byciu mamą persona, początkowo próbowałam stosować się do tych rad. Jak na tym wyszłam? Jakby to najtrafniej, najdobitniej, a jednak w miarę kulturalnie powiedzieć. Uznajmy, że powiedzenie “jak Zabłocki na mydle” będzie … lekkim niedopowiedzieniem. Wypracowałam swoje rady. Rady na miarę Mamatorki, ale teraz Wam ich nie zdradzę, bo wolałabym dowiedzieć się jakie Wy rady z dupy znacie?
PS. Zdradzę Wam moje rady w następnym wpisie, żeby nie musieć myśleć nad kolejnym tematem ;)
0 komentarze