Piąty Kataklizm, czyli jak radzić sobie z małym Tajfunem
10:31
Na świecie dochodzi do wielu
różnych trudnych sytuacji. Wśród nich są kataklizmy. Zaliczam do nich np. powodzie, tornada, susze, lawiny itp. Życiu
matki również towarzyszą kataklizmy. Można mylnie stwierdzić, że są mniej
spektakularne i szkody wyrządzają mniejsze. Niestety dla matki takie szkody są
trudne do zreperowania.
Rozróżniamy grupy kataklizmów ze
względu na wiek, w którym się pojawiają. Na tej podstawie wyróżniamy:
- mały „tajfun” – przymiotnik mały nie oznacza bynajmniej, że jest to tajfun o słabszej sile (co to, to nie!), nazwa wskazuje raczej na wiek owego „tajfunu”; tak więc jest to zjawisko, której nie porusza się jeszcze o własnych siłach (czyt. mniej więcej do ukończenia roku)
- duży „tajfun” – jest to „zjawisko”, które nabiera impetu dzięki sprawnie działającym dwóm nogom, które niosą go w świat, dodatkowo wyposażone w silne pragnienie zwane potocznie „samodzielnością” (jeśli usłyszysz „ja sam/sama” wiedz, że awansowałaś na wyższy poziom wtajemniczenia”)
Nasz „Tajfun” zwany Małą Zet z
bardzo dużą intensywnością pokazuje nam czym są owe kataklizmy, należące do
grupy pierwszej. Możemy „pochwalić się” takimi doświadczeniami jak:
- kolki
- zaparcia
- biegunki
- ząbkowanie
Ostatnio nasz dom spustoszył
kataklizm zwany właśnie ząbkowaniem. Kataklizm ten pojawił się u nas już po raz
PIĄTY! Tak dobrze czytasz! Po raz piąty mieliśmy: nadprodukcję śliny (swoją
drogą nie wiecie może czy można zakupić, gdzieś takie urządzenie jak mają
dentyści do odsysania śliny?), zwiększoną częstotliwość używania pralki (patrz
punkt pierwszy, czyli ciągle mokre od silny ubrania) ilość fochów,
przekraczającą ilość minut w ciągu godziny (nie bez powodu ostatnia coca-cola,
którą kupiłam miała napis „fochini level pro”), danie tygodnia zwane „rączki w
sosie własnym” oraz „jem co wpadnie mi w ręce” (nie ma znaczenia czy są to
zabawki, chochla, paczka chusteczek czyli mech niepostrzeżenie zerwany podczas
zabawy na kocu) oraz wstręt do snu!
Jak my radziliśmy sobie w tym
trudnym okresie, siejącym spustoszenie?
- ogromne podziękowania dla tych, którzy wymyślili maść łagodzącą ból dziąseł – bez tego, byłabym teraz w pomieszczeniu bez klamek, dzięki wychodzącym przez ponad miesiąc górnym jedynkom (my używaliśmy Dentinoxu)
- gryzaki – najlepiej działały zimne, więc zawsze jeden był w lodówce, by w razie potrzeby trafić do rączki Małej Zet (a raczej do buzi)
- silikonowa szczoteczka nakładana na palec – masowanie dziąseł przynosi sporą ulgę, dodatkowo można ugryźć palec, co w mniemaniu dziecka jest świetną zabawą
- Flipsy – nie wiem co w nich jest, ale działają cuda ;) masują dziąsła, pochłaniają nadmiar śliny, smakują, zajmują rączki i uspakajają, czyli pełen pakiet usług
- ręce – nic tak nie uspakaja dziecka jak wzięcie go na ręce (dodatkową atrakcją jest niepostrzeżone ich ugryzienie, wywołujące reakcję natychmiastową w postaci głośnego „Ałaaaa” połączoną ze śmiechem dziecka
- kawa – nie dla dziecka oczywiście, dla rodziców, jak nie przesypiasz nocy to najlepiej jak podawana jest dożylnie, plusami takiego podawania kawy są: dwie wolne ręce, żeby na jednej trzymać dziecko, drugą masować mu dziąsła, a trzecią… chyba się zagalopowałam trzeciej nie ma.
- smoczek – wiem, że nie wszyscy pochwalają, jednak nie wyobrażam sobie ząbkowania bez niego to jedyny działający uspokajacz Małej Zet.
Ząbkowanie to trudny okres dla
dziecka (wyobraź sobie, że ciągle bolą Cię zęby!) i dla rodziców. Sieje
spustoszenie w rodzinnych pieleszach, dodaje zmarszczek, sińców pod oczami,
zwiększa ilość wypitej melisy i kawy, ćwiczy rodzicielską cierpliwość. Dla
pocieszenia powiem Wam, że wyrzynanie się ząbków to dopiero początek.
Pojawienie się uzębienia gwarantuje Ci takie atrakcje jak wizyty u dentysty z
dzieckiem, naukę mycia zębów (to z tych przyjemniejszych), wizyty u ortodonty,
aparaty na zęby itp.
Zatem skupmy się na tym co jest
teraz, w końcu zawsze później może być gorzej. My cieszymy się z piątego
elementu, czyli pojawienia się piątego ząbka i chwilowej poprawy nastroju. Nasz
spokój raczej nie potrwa zbyt długo, co potwierdza kolejny ślinotok. Przed nami
jeszcze … 15 zębów!
Jak Wy radziłyście sobie z
ząbkowaniem? Wspomóżcie cierpiących!
1 komentarze
U nas ząbkowanie nie było takie tragiczne, choć nadprodukcja śliny dawała się we znaki ;-)
OdpowiedzUsuń