Ty też się tego boisz!
09:08
My Matki już tak mamy, że
niektórych sprawy unikamy jak ognia, nie lubimy ich, a czasem nawet się ich
boimy. Boimy się różnych poważnych spraw, chorób, zadań. To nawet może się
wydawać normalne, w sumie każdy się czegoś boi. Jednak my czasami boimy się
pewnego koloru.
Nie jest to różowy – chyba, że
jesteś mamą chłopca to, niestety musisz go ograniczyć, ale nie musisz przestać
go lubić, a już na pewno nie musisz się go bać. Nikomu też nie wadzi kolor
żółty, w sumie jest ładny, ciepły i kojarzy się z wakacjami, które z zasady się
przecież lubi. Wszystkie czerwienie, fiolety, niebieskie, modne ostatnio
turkusy są akceptowane i niegroźne.
To na widok jakiego koloru mama
reaguje wielkimi oczami, czasem paniką (szczególnie jeśli ma pierwsze dziecko),
dorzuca kilka łez, parę przekleństw pod nosem?
ZIELONEGO.
Kiedy ZIELONY mrozi nam krew w
żyłach i nie chcemy go widzieć?
- Kiedy znajduje się w pieluszce. Chociaż kiedy już jest w pieluszce to nie ma co się go bać, jest po wszystkim. Bać trzeba się tego co dzieje się zanim on się tam znajdzie. Zazwyczaj gwarantuje on ból brzuszka, kolki, niestrawności i tego typu atrakcje powiązane ściśle z nieprzespaną nocą, rękami wydłużonymi do kostek itp.
- Kiedy znajduje się w nosie. Tak katar małego dziecka (tym bardziej ten ropny) raczej jest bardzo niepożądanym zjawiskiem. Chyba nie muszę tego tłumaczyć. Chore dziecko = marudne dziecko, a to z kolei oznacza ogromne zmęczenie rodziców.
- W zależności od stopnia przewrażliwienia nie chcemy widzieć zielonych lasów, łąk itp., bo to może oznaczać różne insekty, kleszcze, komary itp. – no ludzie wyluzujcie, bo ten zielony kolor nie musi być straszny. Wystarczy dobrze zabezpieczyć dziecko ubiorem (nie ma tutaj na myśli kombinezonu płetwonurka czy astronauty) i potraktować je odpowiednim specyfikiem przeciwko mało przyjemnym mieszkańcom zielonych zakątków.
- Kiedy znajduje się na pięknych, kupionych za pierdyliard złotych ciuszkach naszego Szkraba. Tak, zielona trawa + kolana dziecka = cholernie trudne do sprania plamy.
Zatem od dzisiaj codziennie
wieczorem wznośmy modły zakończone hasłem „Byle nie zielone”.
Kochane Mamy i nie tylko Mamy przyznajcie
same, że są pewne odcienie zielonego, które kochamy i które mogłyby się nie
kończyć?
No która pogardziłaby walizką
zielonych dolarów!! Przyznać się, że żadna ;)
To może do wspomnianych wcześniej
modłów dodajmy jeszcze „Byle nie zielone, nie dotyczy to zielonych dolarów”.
*Post bierze udział w wyzwaniu blogowym
„Ogranicz pisanie nad blogowanie” organizowanym przez Owsianka&Kawa
11 komentarze
No ja też piszę się na taką walizkę ;-)
OdpowiedzUsuńKochana jak dowiem się gdzie takie rozdają to od razu dam Ci znać :) na razie jestem w fazie poszukiwań i idą mi one bardzo kiepsko ;)
UsuńMoglabym sie pod tym podpisac. Panicznie boje sie, ze cos zielonego wyskoczy mi w kupie dziecka, wtedy zaraz zaczyna sie czerwona linia i wydzwanianie po lekarzach; Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńZnam to ... też mam często czerwoną linię gdy coś mnie niepokoi (często się to zdarza ;)
Usuńno tak - zielone smarki biją wszystko :D
OdpowiedzUsuńNie mam dziecka, więc zieloną kupką raczej się nie muszę martwić, ale przyznam, że brud z trawy i robale w pięknym zielonym lesie też czasami spędzają mi sen z powiek. Szczególnie, kiedy miałam mieć spokojny weekend, a któryś z tych problemów go zakłócił...
OdpowiedzUsuńTeoriaKobiety.pl
oj tą walizkę to ja bym przytuliła ;) (ale przecież to nie pieniądze są najważniejsze;D)
OdpowiedzUsuńhmm zielony oj coś w tym jest. Jeszcze mnie przeraża zielone w buzi. Bo przecież dziecko musi sprawdzić czy to zielone jest jadalne skoro na talerzu w domu różne zielone rzeczy są.
pozdrawiam
http://potworkowakraina.pl
Masz rację! Zielone w buzi również bywa przerażające z perspektywy rodzica, bo nie wiedząc dlaczego dziecko zazwyczaj ma niezły ubaw.
UsuńHaha fajny wpis bardzo i trafia w punkt;) powodzenia w wyzwaniu!
OdpowiedzUsuńPierwsza myśl Stwórcy jak mu powiedziałam o dzisiejszym temacie wyzwania, napisz o gilach, przecież nie dobrze jak są zielone. Zrezygnowałam z tego na rzecz arbuza. I nie żałuję, bo Tobie wyszło to o niebo lepiej ;)
OdpowiedzUsuńJestem chyba szczęściarą, bo ani kupa ani gile jeszcze u nas nie gościły. Odpukać ;) Trawa w sumie też.
pozdrawiam!
To oby już u Was nie zagościły kupy i gile ;) ale trawa na pewno będzie ;)
Usuń