Lepsza matka "mądra" czy matka "głupia"?
23:05
Jako Matki (ale Ojcowie również) lubimy wiedzieć, tak po
prostu wiedzieć, najlepiej wiedzieć jak najwięcej, być na tyle wyedukowanym, by
nic co dotyczy naszych dzieci nas nie zaskoczyło. Nie ważne czy dziecko ma
miesiąc, rok, pięć lat czy może nawet się jeszcze nie urodziło. Lubimy być
mądrzy, ale czy na pewno to zawsze jest dla nas dobre?
Gdy nadchodzi moment, w którym widzimy te magiczne dwie
kreski nagle uderza nas ogromna fala odpowiedzialności, która na początku może
nawet podciąć nam nogi. W głowie jak neon wyświetla się myśl: „Przecież ja nic
nie wiem o ciąży, z macierzyństwem mam tyle wspólnego co z zeszłorocznym
śniegiem, jak ja sobie poradzę”. Wtedy decydujemy się na dokładne doszkolenie
się!
Obecnie mamy spore możliwości poszerzania swojej wiedzy. Jesteśmy
w dużo lepszej sytuacji jak nasze mamy, a o babciach to już nawet nie wspomnę!
W ich przypadku jedynym źródłem wiedzy było starsze pokolenie, które mogło co
nieco podpowiedzieć, ale poza tym radź sobie sama. My za to mamy pełen wachlarz
pomocników, począwszy od książek, przez Internet, czasopisma, a kończąc
oczywiście na doświadczeniu innych już doświadczonych mam (chodź te rady
czasami są bardziej kłopotliwe niż pomocne).
Próbowałam czerpać wiedzę ze wszystkich tych źródeł, pewnie
jak każda początkująca w temacie macierzyństwa kobieta. wybrałam się do
księgarni, jako mól książkowy już zacierałam ręce na myśl o nowej pozycji w mojej
biblioteczce. Wstyd nie skorzystać z książek, przecież zawsze potarzamy, że
książki to źródło mądrości. Wkroczyłam pewnym krokiem do księgarni, włączyłam
radar i szukam odpowiedniej półki – JEST! Tu mój entuzjazm opadł, było tego
tyle, że kompletnie nie wiedziałam co wybrać… co jedna to grubsza. W końcu po konsultacji
z innymi mamami wybrałam, zakupiłam i dumnym krokiem z myślą, jaka to teraz będę
mądra i wyedukowana ruszyłam do domu. No i czytałam, czytałam, czytałam.
Wszyscy w koło powtarzają by nie czytać niczego w Internecie,
ale jak nie czytać kiedy wujek Google tak zachęca, tak woła „sprawdź, sprawdź
proszę, ja wszystko wiem”. Tak, więc przyznaję się, stamtąd też chciałam czerpać
wiedzę (teraz widzę jaka ja głupia byłam). Jak możecie się spodziewać nie
przyniosło mi to niczego dobrego!!
Te wszystkie informacje i historie, które wyczytałam w
książkach, o Internecie nawet nie wspomnę przeczytałam, w niczym mi nie pomogły.
Wręcz przeciwnie! Sprawiały, że każda najdrobniejsza rzeczy przyprawiała mnie o
palpitację serca, a mojego lekarza do ciągłego oglądania mnie w swoim gabinecie.
Pamiętam jak wybraliśmy się z Mr Rightem na pierwsze badanie
prenatalne. Żądna wiedzy chciałam dowiedzieć się co nieco na ten temat. Jak się
naczytałam o tych wszystkich wadach genetycznych, które mogą zostać podczas
badania wykryte to myślałam, że zejdę na zawał zanim jeszcze weszłam do
gabinetu. Zamiast cieszyć się z tego, że znowu zobaczę na ekranie swoje dziecko
to myślałam tylko o tym, żeby z nerwów nie zapomnieć o oddychaniu! Oczywiście przez
te kilka przeczytanych artykułów (no dobra było ich więcej niż kilka) okazało
się, że zupełnie niepotrzebnie doprowadziłam się do stanu przedzawałowego.
Po tej wizycie zapaliła mi się czerwona lampka, która
ewidentnie sygnalizowała, że coś mi szkodzi! Co takiego? Zbyt duża wiedza! Za dużo się naczytałam! W mojej głowie
pojawiło się pytanie: czy aby na pewno taka skrupulatna edukacja jest dobra?
Czy ona bardziej szkodzi, czy bardziej pomaga? Stres nie jest pomocny ani w
ciąży, ani przy porodzie, a już przy dziecku to całkowicie jest zbędny. Nie
neguję chęci poszukiwania pomocy, wiedzy, informacji itp, wręcz przeciwnie.
Proponuję jednak ograniczyć się do bardzo wąskiego asortymentu książek i
polecam całkowite odcięcie się od szukania informacji w Internecie. Osobiście
postanowiłam, więc ograniczyć się do jednej książki polecanej przez wiele mam,
która w wielu przypadkach zdusiła w zarodku moją wewnętrzną Panikarę. Przede
wszystkim nie korzystam z wujka Google a tym bardziej unikam rad „życzliwych”.
A Wy co o tym
myślicie? Lepiej być mamą „głupią” ale zdrową psychicznie czy wyedukowaną ale
żyjącą w stresie? Z jakich źródeł wiedzy korzystałyście/korzystacie o ile w
ogóle?
7 komentarze
Ja już kilkakrotnie pisałam na blogu, że wiedzę z większości poradników i czasopism dla rodziców można wsadzić sobie w duuuu... Jeśli miałam wątpliwości, to dzwoniłam do znajomego pediatry, natomiast ogólnie działałam zgodnie z tym, co podpowiadała mi matczyna intuicja, a ona raczej jest niezawodna :-)
OdpowiedzUsuńPrzy pierwszej ciąży czytałam strasznie dużo potem okazało się że niepotrzebnie.
OdpowiedzUsuńJa rowniez korzystalam z wiedzy poradnikowej,szczegolnie w pierwszych miesiacach zycia mojej corki. Nie powiem, sporo sie nauczylam, chociaz i tak zycie i dziecko potrafia zaskakiwac. Jednak nic mnie tak nie irytuje jak komentarze kolezanek: "a to ty tak nie robisz?!!", "a to ty tego nie masz"..
OdpowiedzUsuńJa wychowując swoje potomstwo, korzystałam tylko i wyłącznie z porad mojej mamy i położnej, a wszelkie poradniki i książki poszły w kąt.
OdpowiedzUsuńJa myślę że najlepiej byłoby znaleźć w tym szaleństwie złoty środek ;) http://creamshine.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNajlepiej to znaleźć złoty środek, którego ja ani w ciąży ani przez 3 lata życia Młodej nie znalazłam ;) Niby wiem, że nie sprawdzi się to co jest w poradnikach ale kusi mnie żeby zajrzeć i zaglądam a później się schizuję :)
OdpowiedzUsuńBędąc w ciąży zakupiłam dwie książki o wychowywaniu dzieci. Tracy Hogg i coś tam jeszcze. Mój synek ma już 11 miesięcy i właśnie wczoraj sprzedałam te tomiska na allegro. Jako nowe. Bo ani razu nawet ich nie otworzyłam :-)
OdpowiedzUsuń