Mama Kangurzyca
13:46
Tyle samo zwolenników, co przeciwników. Plusów jest dużo,
ale minusy pewnie też się znajdą. Jest wiele rodzajów, wiele materiałów z
których są wykonane, wiele sposobów noszenia i tak dalej. Praktycznie każdy
chętny znajdzie swoje rozwiązanie, by jak najwygodniej z niej korzystać.
Osobiście nie jesteśmy fanatyczkami z Małą Zet, ale lubimy korzystać z niej w
różnych momentach. Jest śliczna, kolorowa, daje potrzebną nam bliskość, pozwala
na ciągłe przebywanie razem. O czym mowa? O Chuście!
A Ty noś, noś, noś swoje dziecko jak my …!!
Bardzo daleko mi do chustowej maniaczki, chociaż sama noszę
w niej Małą Zet. Nie będę namawiała wszystkich do jej używania, bo żaden ze
mnie autorytet w tym temacie. Nie będę wmawiała wszystkim, że jest to najlepszy
sposób na transportowanie dziecka. Każdy ma swój rozum, przekonania i obraną
ścieżkę na wychowanie swojego malucha. Nie neguję innych sposobów na bliskość.
My nie używamy chusty codziennie, ponieważ Mała Zet jak każdy człowiek (tak
jest Małym Człowiekiem, choć niektórzy zapominają o tym, że dzieci to też
ludzie) ma lepsze i gorsze dni, ma swoje upodobania i mimo swojego niezbyt
zaawansowanego wieku wie czego chce. Jeśli nie chce być w chuście to za nic w
świecie w niej nie będzie. Dosyć głośno potrafi to dać do zrozumienia. Jeśli
chce w niej być, to przytuli się, czasem zaśnie i może tak spędzić dużo czasu. Nie
odrzucam innych metod „transportowania” Małej Zet. Wręcz przeciwnie. Uwielbiam
wyjechać „na miasto” moim wymarzonym czterokołowcem, w którym Mała smacznie śpi!
Pamiętam moje pierwsze zetknięcie się z tematem chust. Sama
nie byłam początkowo przekonana do tego pomysłu. Zaczęłam o tym myśleć w
momencie, gdy okazało się, że Mała Zet ma wielką potrzebę być ciągle na moich
rękach. Ręce mam dwie i potrzebowałam ich też do innych czynności domowych,
które wręcz błagały mnie o ich zrobienie. Postanowiłam zainwestować w chustę.
Przekopałam pół Internetu szukając informacji jaką wybrać i by dowiedzieć się
czym to się je. Okazało się, że jest od groma różnych chust. Materiał taki, siaki
i owaki. To nic. Kupiłam, wyciągnęłam z pudełka i stwierdziłam, że to bez
sensu. Nie dam rady. To cholerstwo jest takie długie, że jak się tym owinę to
będę jak mumia! Pierwsze próby wiązania to była masakra, trwało to i trwało.
Mała straciła cierpliwość, więc była mega klapa. Nie poddałam się jednak i
teraz jestem z tego zadowolona. Mistrzem w tej dziedzinie nie jestem ale daję
radę.
Muszę przyznać rację
zwolennikom chustowym. Noszenie Szkraba ma wiele zalet i zaspokaja potrzeby
Małej Zet, które gdyby umiała mówić brzmiałyby tak:
- Potrzebuję bliskości ! – umówmy się, że to małe stworzonko było z nami 24h/dobę przez całe 9 miesięcy. Wyobraźcie sobie, że przez tak długi czas jesteście w miejscu o stłumionych bodźcach i nagle wszystko się zmienia i bombarduje Was ogrom odgłosów, świateł i innych strasznych rzeczy. Nie ma się co dziwić, że najlepiej i najbezpieczniej czuje się w ramionach bliskich osób. A teraz przyznajcie się, że sami też odczuwacie potrzebę bycia blisko z Waszymi dziećmi. Ja przyznaję się bez bicia, że uwielbiam mieć ją przytuloną i założę się, że większość z Was równieżJ
- Potrzebuję wygody i komfortu! – no jak nic pozycja żabki, którą chusta zapewnia pozwala na wygodne zwiedzanie świata.
- Potrzebuję spokoju i mniej powodów do płaczu! – nikomu nie muszę mówić, że małe dziecko płacze. Płacze o wszystko, bo jest głodne, bo ma mokro, bo się nudzi, bo jest za ciepło, za zimno i można tak bez końca wyliczać. Z drugiej strony tylko tak może dać nam znać „Ej Mamo coś jest nie halo!”. W chuście trochę mniej płacze bo zimno nie ma, nudno nie ma, kołysane jest ciągle no i mamusia jest blisko:)
- Potrzebuję się wyspać! – często się zdarza, że Mała Zet spokojnie zasypia gdy tylko włożę ją do chusty i śpi dłużej niż położona w łóżeczku (oczywiście w ciągu dnia, w nocy woli swoje łóżeczko – zresztą ja też wolę gdy w nim śpi)
- Potrzebuję poznawać świat! – a czy może być lepszy sposób na poznawanie świata niż z rąk mamy? Jasne, że nie. Wózek jest też fajny, super się w nim śpi, ale pooglądać nie ma czego, ile można spoglądać w niebo (w wersji głębokiej oczywiście)!
- Potrzebuję ulgi w dolegliwościach brzuszkowych, kolkach itp. – tutaj nie do końca się zgodzę, Mała Zet gdy ma atak kolki w chuście płacze jeszcze głośniej.
- Brakuje nam czasu! – nie niestety tutaj chusta nie pomoże ;)
- Brakuje nam wolnych rąk! – i to jest główny powód dla którego zaczęłam nosić Małą Zet, która potrzebuje bardzo dużo uwagi. Gdyby nie chusta to chyba nie jedlibyśmy obiadów! Dzięki chuście jest wilk syty i owca cała – Mała Zet jest na rękach, a ja mogę przygotować coś do jedzenia i nawet zjeść!
- Brakuje nam wygody! – trzymanie dziecka na rękach nie do końca jest super wygodne, bo albo w kręgosłupie Cię łupnie, albo nabawisz się rąk do kostek. Wsadzisz dziecko do chusty i kręgosłup mniej cierpi, że nie wspomnę o wdzięczności Twoich rąk. Są też miejsca, gdzie ciężko jest wtaszczyć wózek (nawet ten z ultra-hiper-super lekką konstrukcją) i tu pomocną dłoń (a raczej materiał) może wysunąć chusta.
- Brakuje nam bliskości – tak moje drogie, my też potrzebujemy bliskości naszych kochanych Szkrabów. W każdym momencie możesz dać buziaka, dotknąć ślicznej główki itp.
- Brakuje nam możliwości spokojnego karmienia dziecka poza domem – czasami w miejscach publicznych, chusta może służyć odgrodzeniu nas od niezadowolonych oczu osób trzecich – choć sama nie korzystam z niej w ten sposób.
10 komentarze
Przy Olusiu nie skusiłam się na chustę i trochę żałuję. Jednak przy drugim dziecku pewnie na chustę też bym się nie zdecydowała, ale na nosidełko już tak. :)
OdpowiedzUsuńMy też planujemy jeszcze wypróbować nosidełko :) zobaczymy co z tego wyjdzie :)
UsuńTeż nosiłam choć miałam trójkę. Chusty są super!
OdpowiedzUsuńNosiłam i na pewno jeśli pojawi się kolejny Mały Człowiek w domu, to do noszenia powrócę :) Ale powiem Ci, że odkąd mój Tosiek podrósł, a ja uszyłam mu Mei Tai, chusty nie zawiązałam ani razu... :) Jak Mała Zet podrośnie, poszukajcie MT albo tuli :) dużo szybciej, a równie wygodnie (dla obu stron)! :)
OdpowiedzUsuńI masz zupełną rację - chusta przy maluszkach z nieposkromioną chęcią przytulania jest idealnym rozwiązaniem!! :)
Dziękuję Ci za radę:) na pewno rozejrzę się za MT lub Tulą :)
UsuńNigdy nie nosiłam i raczej nie będę nosić (gdybym miała mieć trzecie) kilka razy praktykowałam nosidełko, ale to raptem z 4 razy.
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko, aczkolwiek czasami jak widzę to dzieciątko zwinięte w kłębek to mam dziwne wizje :P jednak wiem, że to zdrowe i bezpieczne.
Nigdy nie używałam, ale wygląda kusząco, tyle, że dzieci już za duże ;) ;)
OdpowiedzUsuńNosiłam, noszę i mój mąż też nosi :) Szczególnie w podróży wolimy chustę i nie bierzemy wogóle wózka :)
OdpowiedzUsuńMój mąż też chce nosić, ale nie lubi wiązać chusty dlatego szuka dla siebie nosidełka :) więc niedługo ja będę nosiła Małą Zet w chuście, a MR Right w nosidełku :)
UsuńNosiłam moją córeczkę prawie 2 lata i już za parę tygodni będę mogła znów chustować drugą, co mnie ogromnie cieszy :) Zaczęłam nosić z tych samych powodów co Ty - Mała spala tylko na moich rękach, a obiad sam się nie zrobi :) Pamiętam pierwsze wiązanie - Mała darła się wniebogłosy z godzinę, więc stwierdziłam,że trzeba spróbować i...nie zdążyłam zawiązać do końca i już spała :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno - nie gniewaj się, ale lepiej by było, żebyś spotkała się z doradcą chustowym, bo na obu zdjęciach Twoje wiązania nie są zbyt dobre. Złe wiązanie może tylko wyrządzić szkodę dziecku, a jestem pewna, że zależy Ci na zdrowiu córeczki.