Matka Polka w środowisku naturalnym
21:18
Widział ktoś kiedyś Yeti? Nie? To tak jak nikt nie widział
prawdziwego oblicza Matki Polki w swoim naturalnym środowisku czyli w zaciszu
domowym z przyssanym do niej dzieckiem. Taka Matka to tak samo jak Yeti. Niby
wszyscy mówią, że istnieje, a nikt nie widział.
A dlaczego, ponieważ bombardowane jesteśmy idyllicznymi wizerunkami kobiet
z małym dzieckiem. Reklamy telewizyjne wywiercają nam dziurę w mózgu. My takie
naiwne istotki wierzymy, że tak powinnyśmy wyglądać, tak się zachowywać. Jeśli
jest inaczej (a gwarantuję, że jest inaczej) łapiemy doły, depresje i
załamania nastrojów, a ja nie jestem tutaj wyjątkiem. Wydaje nam się, że w dniu
wyznaczonym na dzień porodu odejdą nam wody i w przeciągu godziny (max dwóch)
bezboleśnie urodzimy piękne, różowiutkie dzieciąteczko. Co później? Później z sali
porodowej wyjdziemy o własnych siłach, piękne, pachnące. Po dwóch dniach
będziemy miały figurę jak przed ciążą. Dziecko tylko je i śpi. Płacz – a co to
takiego? Po prostu cud, miód. Nic tylko się cieszyć i rodzić kolejne dzieci. O
naiwności skąd się bierzesz ! Stąd, że o trudach macierzyństwa nie wypada mówić,
a kobieta jest tak magicznie skonstruowana, że wypiera ze świadomości wszystko
co złe, a w szczególności jeśli to dotyczy jej dziecka. Która z mam pytana o to
co się zmieniło, jak poród, czy się wysypiamy, czy dziecko jest grzeczne
odpowiada szczerze? Jasne, że nie
powiemy, że po porodzie czujemy się jak przejechane przez tira, dziecko nie
było na początku pięknym bobaskiem z reklamy (takiego wizerunku nabierze z
czasem), maleństwo domaga się naszej ciągłej uwagi, więc niewiele mamy czasu
dla siebie, sprawy które kiedyś zajmowały nam 10 min, teraz trwają godzinę, no bo ciężko coś zrobić z dzieckiem na
rękach, a w nocy kilka razy wstajemy, żeby nakarmić szkarba.
Znalazła się jedna odważna, która pokazała jak jest – szkocka ilustratorka Lucy Scott. W ostatnim czasie, aż huczało w Internecie od jej ilustracji której udało się przyłapać stworzenie zwane Matką Polką w środowisku naturalnym, którego nie zobaczysz publicznie. Taki wizerunek jest, jak już wcześniej wspomniałam jak Yeti, niby wszyscy wiedzą, że jest ale nikt go nie widział. Oczywiście poza nami i naszymi partnerami, którzy wykazują się albo dużą wyrozumiałością albo sporą wadą wzroku. Posiłkując się ilustracjami Lucy Scott pozwolę sobie pokazać Wam jak wyglądamy, gdy nikt nas nie widzi. Zatopione w czeluściach pieluch, śliniaków i innych dziecięcych akcesoriów, zanim wyłonimy się na światło dzienne z przyszytym pięknym uśmiechem, pasującym do wymarzonego wózka.
Jak wygląda nasze ciało. Co powiemy publicznie? Super, nic
się nie zmieniło, wróciłam do formy, dbam o siebie itp. A jak wygląda na serio?
Mydło na włosach? Owszem! Nie raz, gdy weszłam pod prysznic Mała Zet stwierdziła,
że chyba już się wyspała i dlaczego nie zapytałam jej o pozwolenie na wzięcie
prysznicu? Ona na to nie wyraża zgody. Koniec bez dwóch zdań proszę wziąć mnie
na ręce. No i tyle z kąpieli. Zadrapania? Jasne, że tak. Nie wiem jak ona to
robi, ale nie nadążam z obcinaniem jej paznokci. Znajomi na ulicy zaczepiają mnie z hasłem: „O
kupiliście sobie kota ?”. Nie, mamy małe dziecko, ale też drapie i też pije
mleko. Ewentualnie może również paść pytanie: „jaki masz oryginalny makijaż”.
Otóż to nie jest makijaż, to jego brak połączony z nieprzespaną nocą
spowodował, że smoky eye to ja mam pod oczami zamiast na powiekach. Te boczki to niestety nie są słodkie muffinki.
To pasożyty, które przyklejają się do kobiecego ciała za pomocą super glu !
Jasne, że wiem, że są siłownie i Chodakowskie, Mel B i inne, ale w pakiecie do
płyt DVD nie dają dodatkowej godziny do matczynej doby, więc brak czasu skazuje
mnie na dożywotnie małżeństwo z muffinami. Przyszłym mamom proponuję zaopatrzyć się w
zapas koszulek i dresów. Nie macie pojęcia jak często trzeba je prać. Ląduje na
nich wszystko: mleko, wymiociny, kupa, ślina itp. (dobry odplamiacz też się
przyda;).
Pamiętacie te czasy, kiedy wspólnie z
mężem wpadaliście na spontaniczny pomysł wyskoczenia gdzieś? Kiedy nie minęło
30 min już siedzieliście w samochodzie i spełnialiście swój plan? Zapomnijcie o
tym. Jeśli chcecie wyskoczyć gdzieś to musicie się do tego przygotować i
spakować pół domu na wypadek najazdu kosmitów lub potopu, przez co wychodząc na
głupi spacer wyglądasz jak Beduini podczas miesięcznej wyprawy. Już pominę
własne wyskoczenie z dresu i przyklepanie włosów do w miarę akceptowalnego
kształtu. Samo przygotowanie dziecka to jest wyzwanie. Musisz je przewinąć,
przebrać bo ciuchy, które ma na sobie pewnie są już skażone kupą, mlekiem itp. (nie
ważne, że ma je na sobie około 10 min), musisz je nakarmić, odbić i w tym
momencie ono robi znowu kupę, więc znowu je przebierasz, ubierasz i po godzinie
jest gotowe. Teraz pakujesz rzeczy: smoczki, butelki, kocyki, zabawki,
pampersy, ubranka bla, bla, bla. Godzinę później jesteście spakowani, bagażnik
ledwo się domyka. W tym momencie dziecko stwierdza, że znowu jest głodne, więc
zapierniczasz po schodach do domu i zabawa zaczyna się od początku! Po trzech
godzinach wreszcie „spontanicznie” wychodzicie.
Randka, czekajcie, czekajcie. Co to
słowo oznaczało? A już wiem, wybaczcie to
było tak dawno, że można zapomnieć. Niestety gdy wreszcie małe dziecko raczy
pójść spać, najpierw nastawiasz zmywarkę, robisz pranie, prasujesz wielkie sterty
prania z poprzedniego rzutu, a dopiero później namiętnym krokiem zbliżasz się
do męża i zanim do niego dotrzesz, to już śpisz ! Nie ma co - pożycie seksulane na
poziomie geriatrii. Taka sprytna metoda antykoncepcyjna wymyślona przez małe
dziecko: wymęczę ich tak, że nie będzie im się chciało, więc cały pokój dla mnie, bo rodzeństwa nie będzie.
Czasem najbardziej banalna rzecz jest trudem na miarę
wejścia na Mount Everest. Dopóki nie zostałam Matką Karmicielką nie rozumiałam
problemu z ilustracji powyżej. Teraz potwierdzam, że to jest koszmar kiedy nie
możesz dosięgnąć telefonu, który dzwoni. Nawet nie spodziewasz się na jakie
pomysły wpadniesz, żeby go złapać!
Jak widzicie drogie przyszłe Mamusie nie jest tak cudownie i bajkowo. Pewnie trochę ściągnęłam różowe okulary i walnęłam z dyńki wizerunki pokazywane w reklamach. Jednak nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Przeraziłam pewnie wszystkie ciężarówki,
które wyobrażały sobie sielankę. Kochane mimo wszystko warto! Warto przeżyć to
choćby dla jednego uśmiechu maleństwa :)
Kochane pominęłam jakiś aspekt prawdziwego macierzyństwa?
Przychodzi Wam coś jeszcze do głowy co Was zaskoczyło i zmieniło Waszą
codzienność ? Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami :)
3 komentarze
Dobry post :) Nie będzie łatwo ale chyba jest więcej tych miłych momentów w byciu matką :)
OdpowiedzUsuńu mnie było tak ze bardziej przejmowałam się ciąża, porodem czy figurą po porodzie a jakoś zupełnie nie myślałam, że dopiero potem będzie ciężko ;) I okazało się, że poród rzeczywiście trwał godzinę, figurę miałam od razu jak przed ciążą natomiast dziecko to dopiero jest hardcore :))))
OdpowiedzUsuńSkąd takie świetne obrazki? :) Sielanki nie ma i nie będzie. Ale te dobre strony macierzyństwa są! Istnieją :)
OdpowiedzUsuń